Żeby nie było, że zimą to nic
zupełnie.
Nastał wszak dzień, kiedyż to
nałożyły się sprzyjające czynniki zewnętrzne oraz wewnętrzna
ochota :)
No i napstrykałam fotek stanowczo za
dużo, z takimże efektem (po rozległej selekcji negatywnej).
Mróz fajny, taki na miarę i owa cudna, zimowa
cisza nad Zalewem i w lesie.
Lód gruby solidny i w oddali po
Zalewie kładem jeździli.
Myślałam, że dla rozrywki ale to
chyba rybacy, przystawali i kontrolowali otwory dla ryb, w które
wkładali wiązki trzciny.
Słonko ostre i od śniegu oślepiająco
się odbija, idę i strzelam jak najęta, aż nagle między
drzewami widzę na skraju trzcin stojącego dziczka - bidulę.
Lekko kołysząc się jak w transie,
wygrzewa się z lubością.
Myślę chory bo na mój widok uniósł
leniwie głowę i nic.
Stoję i czekam, pewnie zaraz ruszy, a
tu dalej nic.
W końcu postanowiłam zmienić
obiektyw ale zanim zdjęłam szeroki i podpięłam armatę, nim
wycelowałam to w dziku odżył instynkt i podreptał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz